wtorek, 19 czerwca 2018

Koniec powieści?

Z przykrością muszę was powiadomić, że to już koniec mojej przygody z blogiem. Jednakże! nie przestałam pisać. Kontynuację tej powieści możecie znaleźć na Wattpadzie pod tytułem Orchidea! Na moim koncie znajdziecie również inne krótkie powieści, mam nadzieję, że się wam spodobają! ^^
Dziękuję wszystkim wytrwałym czytelnikom! Mam nadzieję, że do zobaczenia!
~朝日奈津美

niedziela, 11 września 2016

Rozdział 23.

   -Mogłabyś mi to wytłumaczyć?
   -Teraz zrozumiałam...
   -Ale, że niby co?!
   -Jego wzrok.. Powinnam już wtedy się zorientować!
   -Jeny! Opanuj się - chłopak z powrotem zbliżył się do dziewczyny.
   -To moja wina... ha ha! Mam za swoje. Wspaniale, wspaniale! - Natsumi dostała ataku psychicznego śmiechu, a zaraz po nim kaszlu.
   -Wszystko w porządku?! Dziwnie się zachowujesz.
   Minęła godzina. Dziewczyna w końcu się uspokoiła.
   -To teraz, domagam się wyjaśnień.
   -Haruka...
   -Słucham.
   -Mówiłam ci już kiedyś, że masz ładne oczy?
   Chłopaka oblał potężny rumieniec.
   -Głupia!
   -Ha ha...
   -Przestań zmieniać temat... Mów, co jest grane.
   -Sam nagle odskoczyłeś. Nie powiem ci, bo mnie zostawisz...
   -Każdy by odskoczył. To było dość nagłe, wiesz? Poza tym: co ty mówisz. Zostawię cię, jeśli mi nie powiesz - wstał i skierował się w stronę wyjścia.
   -Już ci wszystko powiem! Powiem, mówię, że powiem! Słuchaj mnie!
   -Przecież słucham - uśmiechnął się siadając obok, nadal leżącej, dziewczyny.
   -Hisoka to mój brat, który umarł.
   -Mhm...
   -...
   -Hej! To tyle?!
   -A co niby chciałeś wiedzieć?!
   -Grabisz sobie! Ech... Nie mogę z tobą - nastolatek odwrócił się aby napełnić miseczkę, wyżłobioną z drewna, wodą
   -Skojarz fakty! Skoro ten "Wielmożny" Arthur jest moim ojcem to...
   -To...?
   Cisza.
   -Natsumi?... - Haruka popatrzył na dziewczynę. Oczy miała czerwone i sine. Świeże siniaki wyglądały niczym przesadzony róż. - Wszystko okej?
   Przytaknęła.
   -Nie możesz mówić?
   Dziewczyna podniosła się powoli, wzięła jeden z patyków na opał i zaczęła pisać nim na ziemi.
   -"Je...śli..je..ste...m..w...sy..tu...a...cji...w...któ...rej...lep...iej...nie...mó...wi...ć...to...nie...mo...gę"? Jeśli jestem w sytuacji, w której lepiej nie mówić to nie mogę?! A co to ma niby znaczyć!?
   Dziewczyna popatrzyła na niego. Zmazała poprzednie zdanie i zaczęła kreślić nowe.
   -"Je...że...li - czytał - nie...chcę...bą..dź...nie....mo...gę...to...mo...je...zm..ys...ły...się...wy...łą...cza...ją"? Hę?! A ty co! Robot?!
   Natsumi popatrzyła na siebie, oglądnęła swoje ręce, nogi i pokręciła głową.
  -To było raczej pytanie retoryczne - chłopak zaśmiał się pod nosem, osunął się na ziemię i złapał za głowę. - Niech to wszystko cholera....
   Cisza była dość niezręczna. Oboje siedzieli w bezruchu. Haruka od czasu do czasu wzdychał. Słychać było jedynie żarzący się ogień.
   -Słuchaj... Długo jeszcze nie będziesz chciała mówić?
   -Nie, już okej.
   Chłopak opuścił ręce.
   -Nie wytrzymam z tobą długo. Chyba szybciej wysiądę psychicznie - uśmiechnął się lekko.
   -Przepraszam, wyglądałeś jakbyś nad czymś intensywnie myślał, nie chciałam ci przerywać.
   -Czekałem, aż się odezwiesz i dokończysz naszą poprzednią rozmowę.
   -Myślę, że nie chciałam jej kończyć.
   -Ty....
   Dziewczyna ukradkiem uśmiechnęła się.
   -Co zrobisz, gdy się stąd wydostaniesz, Haru?
   -Haru?
   -Haruka jest za długie.
   -Co ty nie powiesz, Natsu.
   -Hej! To męskie imię - dziewczyna wydęła policzki na znak naburmuszenia.
   -Ha ha! W takim razie będziesz Ran.
   -Ran?
   -Zgadza się.
   -Dlaczego Ran?
   -Jest krótsze... I teoretycznie nią jesteś.
   -Słucham?
   -Sama stwierdziłaś, że jesteś córką Arthura, a ona na imię miała Ran.
   -Skąd to wiesz? Jesteśmy w tym samym wieku.
   -Dziadek często mi opowiadał stare dzieje. To pierwszy taki przypadek, gdy drzewo wybrało kogoś z Łowców. W dodatku pierwszy przypadek, gdy pierworodnemu udało się uciec.
   -Ach, no tak.. Hisoka jest starszy.
   -Słyszałem, że na samym początku, gdy okazało się, że jest to syn, utajono ten fakt. Podano do wiadomości całemu kraju, że Kapłanka poroniła, a same dziecko zostało zesłane, do któregoś z waszych krajów. Wiadomo, było za małe aby same się sobą zająć, więc zabrała je najbliższa służka Kapłanki, jednocześnie jej najlepsza przyjaciółka i zajęła się nim.
   -Aoi... - przerwała dziewczyna. Chłopak popatrzył na nią. - Wybacz! Nie chciałam ci przerywać.
   -Nie.. Nic się przecież nie stało - uśmiechnął się. - A jako żeby się nie wyróżniało przefarbowano mu włosy na kolor czarny. Aby podobne były do włosów matki. Z tego co jednak wiem, nie da się zafarbować dokładnie włosów Łowców, więc pewnie miał ciemnozielone. Po pewnym czasie urodziło się kolejne dziecko. Tym razem była to dziewczynka. Nazwano ją Ran na pamiątkę orchidei, dzięki której dziecko otworzyło oczy.
   -Hm? To nie jest tak, że dziecko otwiera oczy, gdy się urodzi?
   -Niby tak, jednak Ran była inna. Na początku myśleli, że jest po prostu spokojna, jak jej matka. Jednak po tygodniu okazało się, że dziecko śpi. Nie je, nie pije, nie wydaje dźwięków... Jakby było nieżywe. Jedyne, co pozwalało na to aby dziecko zostało u boki Kapłanki był fakt, że oddychało. Słabo, ale jednak. Po pewnym czasie, gdy Kapłanka, która kochała orchidee, zrobiła z nich piękny bukiet. Gdy położyła go na chwilę obok dziecka otworzyło ono oczy. Uradowana Kapłanka nazwała ją Ran.
   -Czyli mówisz, że jestem tą Ran?
   -Tak sądzę. Ty w sumie też tak uważasz, nieprawdaż?
   -Wszystko się niby zgadza, nawet to z pierworodnym, ale nadal jednego nie rozumiem.
   -Tak?
   -Dlaczego byłam pod opieką Aoi, skoro się obudziłam? I czy czasem ona nie była uciekinierką?
   -Po pewnym czasie rada starszych, którzy są szczebel niżej od Kapłanki, zadecydowali, że dziecko nie może zostać następcą, ponieważ nie posiada białych włosów, a jedno jej oko jest zdradzieckie. Oczywiście był pewien starzec, który kochał Kapłankę, jak swoją własną córkę i nie chciał pozwolić na to, aby pomysł rady ujrzał światło dzienne, jednakże był przegłosowany. Udał się więc wraz z dzieckiem i Arthurem do świata bez magii, znaleźli Aoi i oddali ją w jej opiekę. Prawdopodobnie zmieniono ci imię, aby nikt nie miał podejrzeń. Słyszałem od dziadka, że gdy tobie starano zafarbować włosy, natychmiast wracały do pierwotnego koloru.
   -Twój dziadek był niesamowity.
   -Czemu tak sądzisz?
   -Bronił Kapłanki. I zabrał mnie do Japonii.
   -S-Skąd ten pomysł, że to mój dziadek?!
   -Wszystko z tego wynika, poza tym, czy to źle?
   -Bardzo! Został uznany za zdrajcę! Od kilku lat, gdy rada stwierdziła, że chce sprowadzić ich kraj do upadku, ma zakaz zbliżania się do Avalonu choćby na milimetr! Z tego co wiem podróżował po świecie, ale chyba niedawno się gdzieś osiedlił. Pewnego dnia postanowiłem udać się do niego. Nie widzieliśmy się już 10 lat! Ale zanim mogłem cokolwiek zrobić, musiałem podszkolić się w magii wody. Niestety, gdy wypłynąłem na morze złapał mnie sztorm, który wyrzucił mnie gdzieś na granicy, gdzie wyspy są mieszaniną Avalonu i Mahshi. Jedną z takich wysp jest ta, na której utknęliśmy.
   -Zaraz! Co to jest Mahshi? Jest coś jeszcze, o czym nie wiem?!
   -Nie, nie, nie! - zaśmiał się. - Tak my, magowie, mówimy na świat bez magii.
   -Ro-Rozumiem. Czyli, jeśli się stąd wydostaniesz to popłyniesz do dziadka?
   -Tak.
   -Słuchaj... Planowałeś może zbudować jakąś łódź, bądź tratwę?
   -Niby tak, ale z czasem planowanie zastopowało, a bardziej starałem się przetrwać. Poza tym pojawiłaś się jeszcze ty.
   -O, czyli nie siedzisz tu aż tak długo?
   -Jakiś tydzień dłużej niż ty? Coś w tym stylu.
   -Zacznijmy więc budowanie!
   -Co? Masz jakiś plan?
   -Pewnie, że mam! Wypłynęliśmy z Bartyku, chyba tak to się nazywało.. nieważne. Spróbuje skontaktować się z tą białą kobietą. Może poradzi nam, jak się stąd wydostać, w którą stronę płynąć! Jeśli nie da rady aż tyle zrobić, to może powie nam, gdzie jesteśmy.
   -Okej, powiedzmy, że coś zrozumiałem. A więc Ranuś, do roboty!
   -Nie mów na mnie Ranuś! Poza tym zaczniemy od jutra.
   -Co czemu?
   -Po pierwsze, jest już dość późno, zaraz będzie się ściemniać. Po drugie, ja jeszcze muszę się wykurować.
   -To mogę sam pójść.
   -Na pewno nie! Przecież wiesz, co stało się ostatnim razem, gdy mnie zostawiłeś samą!
   -T-Tak.. Ale tym razem nie będziesz myślała, że uciekłem, bo się wkurzyłem, czy coś.
   -Haru! Nie zostawiaj mnie samej!
   -A co to, wyznanie? - zaśmiał się.
   -Za dużo sobie wyobrażasz! Ale jeśli zrobi ci to przyjemność, i dzięki temu zostaniesz, możesz to tak odebrać - uśmiechnęła się. Chłopak chcąc ukryć swoje zakłopotanie, odwrócił się lekko i podrapał po głowie.
   -Dobra... Przecież wiesz, że i bez tego bym się nigdzie nie wybrał...
   -Ha ha! To chciałam usłyszeć!
   Przez całe późne popołudnie opracowywali plan.
   -Postanowione! W ciągu tygodnia wydostaniemy się z tego odludzia! Jeśli dalej jesteśmy na polskim morzu, dopłyniemy do Polski, a potem nasze drogi się rozejdą - oboje popatrzyli na siebie. Ich entuzjazm spadł. Poznali się może w nie najlepszych okolicznościach i nie znają się zbyt długo, ale bardzo się do siebie przywiązali.
   -Ran. A może poszukasz ze mną dziadka?
   Dziewczyna popatrzyła na niego, lekko się rumieniąc.
   -Zabrzmiało trochę jak oświadczyny - uśmiechnęła się. - Ale wiesz.. Ja również muszę kogoś znaleźć. Aoi może i jest po złej stronie, ale na pewno dotrzymuje obietnic. Moi przyjaciele zapewne żyją, a ja muszę ich znaleźć.
   -Poszukajmy razem. Każdy z nas będzie szukał swojej zguby, pójdziemy po prostu tą samą drogą - uśmiechnął się ciepło chłopak.
   -Haru... Na razie, wydostańmy się stąd. Potem pomyślimy co dalej.
   -Tak jest! - odparł dorzucając drewno do ognia.


                              ***


   W końcu udało im się wyjść. Był już świt. Na skraju zauważyć można było mężczyznę w podeszłym wieku.
   -Dziadek! - krzyknęła Lili.
   -Głupia! A jak to nie jest on?
   Nagle postać stanęła tuż obok nich. Z zaskoczenia podskoczyli.
   -Trochę długo wam to zajęło, ale widzę w waszych oczach potencjał - uśmiechnął się.
   -Co?! A przedtem niby go nie było?! - szare oczy Aleksy'ego poszarzały się jeszcze bardziej.
   -Chodźcie do domu. Zjecie sobie porządny posiłek, opatrzycie rany, zmienicie ubrania i pobiegniecie jeszcze raz.
   -Że co proszę?! - zdenerwowanie Leona nie miało końca. - Znowu mamy chodzić po tym śmiercionośnym lesie?! Chcesz nas zabić?! Sam powiedziałeś, że widzisz w nas potencjał! To co to ma niby znaczyć!?
   -Macie ogromny potencjał, to fakt. Jeśli chodzi o mugoli, uczycie się najszybciej. Nie zapominajcie jednak, że nie powinniście podważać słowa mistrza, do tego mistrza, który uczy was z własnej, nie przymuszonej woli.
   -Spokojnie - wtrąciła się dziewczyna. Szmaragdowe oczy zalśniły.
   -A ty co?! Strażnik pokoju?! - w chłopaku gotowało się od nadmiaru negatywnych emocji.
   -Jeśli tak dalej pójdzie, nie wytrzyma... - mruknął pod nosem Koro. - Jeśli - zwrócił się do Leona - czujesz, że musisz się wyładować, co powiesz na to abym popracował jako twój worek treningowy?
   Popatrzyli na niego ze zdziwieniem.
   -Ach, spokojnie. Nic mi się nie stanie. Wal ile wlezie.
   -W takim razie, skorzystam.
   -Zwariowałeś?! Masz zamiar uderzyć dziadka?! - nie dowierzała Lilianna.
   -Skoro stary mówi, że nic mu nie będzie, to nic mu nie będzie!
   -Lili... To jest Leon? - zapytał zmieszany Aleksy.
   -Nie, to wkurzony Leon.
   -Mhm. To wszystko wyjaśnia.
   Chłopak przybrał postawę. Jego pięść kierowała się w stronę twarzy Koro, gdy niewidzialna siła odepchnęła go 10 metrów do tyłu.
   -Co to? Czy nie miałeś się wyładować?
   -Ty stary pryku! - ruszył ponownie z atakiem, jednak i tym razem został odepchnięty przez tą samą siłę.
   -O co chodzi? - zdziwił się Aleksy.
   -Wydaje mi się, że chciał go uspokoić, ale Leon jeszcze bardziej się denerwuje.
   -Posłuchaj chłopcze - zaczął Koro, po dwudziestym piatym odepchnięciu chłopca - jeśli będziesz to przeciągał, nigdy nie przejdziecie do treningu magii.
   Leon zmęczony padł na ziemię.
   -Przepraszam... Poddaję się.
   -O, chyba wrócił normalny Leon - uśmiechnęła się Lili.
   -No to, zapraszam do domu.
   Tak też zrobili.
   Minęło kilka dni. Cała trójka pokonywała las w maksymalnie 20 min.
   -No to moi drodzy, czas na lekcję pierwszą, która przyda wam się w opanowaniu magii, a szczególnie tobie, Leonie - uśmiechnął się.
   -Co to niby miało znaczyć?! - zirytował się chłopak.
   -Medytacja.







Hello! Dawno nie pisałam, trochę jednak mam tych obowiązków związanych ze szkołą, ale zebrałam się do kupy i napisałam! Tak jak zazwyczaj starałam pisać się po równej ilości treści tak teraz bardziej się rozpisałam na temat przygód Natsumi z Haruką. Postaram się odrobić przygody pozostałej trójki w następnym rozdziale. Mam nadzieje, że się podobało! ^^

niedziela, 4 września 2016

Rozdział 22.

   -Zaczniecie więc od okrążeń wokół lasu.
   -I to ma nas wykończyć fizycznie? - zdziwił się Aleksy.
   -Powiedziałem "zaczniecie", co nie znaczy, że skończy się na samym bieganiu. Miejcie to na uwadze.
   -Fakt, mój błąd.
   -No to biegajcie. Ostrzegam was, nienawidzę obijania się. Nie chcecie zobaczyć, jak wyglądam jako osoba wkurzona - uśmiechnął się.
   -Myślę, że nie chcemy - odparła Lili odpowiadając uśmiechem i ruszając w las. Za nią ruszyła pozostała dwójka. Biegli przed siebie, jednak po dłuższej chwili uśmiech zniknął i z ust dziewczyny. Las był pełen pułapek oraz miejsc treningowych, niczym na poligonie. Drut kolczasty poranił ich znacząco. Piękna i lśniąca skóra dziewczyny była teraz cała poharatana. Leon i Aleksy nie wyglądali lepiej. Szrama pod okiem, na brzuchu. Siniak na siniaku. Potargane włosy. Ich nowe ubrania niemalże w strzępkach.
   Wybiła godzina 22. W lesie było na tyle ciemno, że ledwo można było zauważyć siebie. Od czasu do czasu, gdy księżyc przebijał się światłem między gęstymi koronami drzew, zauważyć można było odblask drutów kolczastych na pułapkach. Cała trójka zatrzymała się przed większą przeszkodą.
   -To jest chore! - krzyknął Aleksy.
   -Kto nam kazał być spokojny!? - odparł zirytowany Leon.
   -No już, już. Przecież nam powiedział, że nie będzie to łatwe - uspokajała Lili.
   -Powiedział też, że przyjdzie, gdy zobaczy, że naszemu życiu coś grozi! Ale nie przyszedł ani razu! - narzekał Aleksy.
   -Ali, spokojnie! Widocznie nic nam nie zagrażało... jeszcze.
   -Hej! Co ma znaczyć to jeszcze?! - Leon aż gotował się ze złości. - Mam dość! Chcę stąd wyjść!
   -Tyle że.. Jesteśmy w środku lasu. Zaszliśmy dość daleko, więc nie damy rady się wycofać, poza tym jest on pełny pułapek i innych urządzeń... niebezpiecznych i niewidocznych!
   -Czego on od nas oczekuje? - przejrzyste, niczym woda, oczy chłopca zszarzały. Nie można było dostrzec w nich żadnego blasku. Osunął się, oparł o drzewo i w bezruchu siedział.
   -Wstawaj - podszedł do niego Leon. - Nie możemy się teraz poddać! - oczy chłopca zapłonęły. Przybrały kolor rubinu, przeszywały na wskroś. Wyglądały jakby miały zaraz zapalić cały ten las.
   -Uspokójmy się i zastanówmy. Nie widzi mi się zostanie tutaj, szczególnie, że jesteśmy ranni. Nawet poważnie. Trzeba to jak najszybciej zdezynfekować.... Wiem! Przecież nasze oczy prędzej czy później przyzwyczają się do ciemności. Zauważymy wszystko na naszej drodze! Może las w nocy nie jest zbyt bezpieczny, ale Leon! Spędziliśmy w nim tyle lat! Tak jakby dla tej chwili! Nie jest on nam wcale straszny, zaufajmy mu, a wyprowadzi nas stąd - uśmiech z powrotem wrócił na twarz dziewczyny. Jej delikatne niebieskie oczy przybrały barwę zieloną. Aleksy wstał. Jego pustka w oczach nie zniknęła, czuł się jednak jak nowo narodzony.
   -Do boju! - krzyknął z entuzjazmem. - Potraficie podnieść człowieka na duchu.
   -Ponieważ jesteśmy tu wszyscy razem - odparła Lilianna - wszystko jest łatwiejsze, gdy ma się kompanów.
   -A jeszcze prostsze, gdy zaufanych - dodał Leon.
   Posiedzieli w miejscu przez pewien czas omawiając, co zrobią, gdy tylko nauczą się magii. Siły do treningu powróciły. Wiedzieli, że nie będzie to proste, nikt tego nie obiecywał. Lecz wiedza, że mają siebie obok - jest dla nich wystarczająca.
   -Biedna Nami... Jeśli w jakiś sposób przeżyła, jest teraz zupełnie sama...
   -Spokojnie, odnajdziemy ją i znów będziemy razem! W czwórkę! - uśmiechnął się Aleksy.
   Ruszyli w dalszą drogę.


                              ***


   Dziewczyna otworzyła oczy.
   -Nie wstawaj - usłyszała. - Musisz odpoczywać.
   -Gdzie... ja jestem?
   -W jaskini. Tu nic ci nie grozi.
   -Rozumiem.
   -Oj, kobieto. Same z tobą problemy. Otworzyłaś ranę, dorobiłaś sobie kilka nowych i straciłaś swoje piękne włosy.
   Dziewczyna jakby trafiona strzałą.
   -Piękne włosy? Niby z której strony? - spróbowała się zaśmiać, jednak to było za dużo. Zakasłała.
   -Zielone włosy są u nas bardzo cenione, choć może nie do końca. Niektórzy ich nienawidzą.
   -Tak jak ja.
   -Nie powinnaś tak mówić skoro jesteś Łowcą.
   -Łowcą? Kto to? - zdziwiła się.
   -No tak, tak samo zdziwiona byłaś, gdy wspomniałem o magii. Łowca to rasa, która opiekuje się lasem. Jednak... Łowcy podzielili się na dwie grupy. Jedni z pięknymi, szafirowymi oczami zajmowali się lasem, tak jak wspomniałem. Drudzy zaś z oczami koloru ametystu - dziewczyna przyłożyła rękę do prawego oka, chłopiec popatrzył na nią i uśmiechnął się kontynuując - zajmowali się zabójstwami na zamówienie - jego uśmiech zbladł - z czasem, gdy w kraju zapanował pokój, zabijali z nudów. Wiele niewinnych ludzi zostało ofiarami. Między innymi moi rodzice. - Dziewczyna lekko zadrżała. Haruka, który akurat opatrywał jej stopy poczuł to. - Spokojnie, przecież to nie twoja wina. Poza tym nie zawsze tak było.
   -Jak to?
   -Och, chcesz wiedzieć? - uśmiechnął się.
   -Yhm.
   -Kiedy nastąpiła druga dekada, u władcy Łowców urodzili się bliźniacy. Byli niczym dwie krople wody. Odróżnić ich można było tylko w jeden sposób. Oczy. Jeden - Unai - posiadał oczy koloru niebieskiego, drugi zaś - Oier - miał oczy fioletowe. W sumie, nie wiadomo skąd ten kolor skoro od wieków każdy w rasie miał tylko niebieskie. Stwierdzono, że jest to znak od Virilal. Że dziecko sprowadzi klęskę na plemię. Oddalono go więc od tronu. Unai został kolejnym władcą. Jego brat nie chciał się z tym zgodzić. Zebrał kilka przyjaciół oraz kilka poddanych, którzy uważali przeciwnie. Według nich fioletowe oczy miały przynieść im szczęście. Wszyscy, pod dowództwem Oiera, uciekli w drugą część wielkiego lasu - Uruah. Tam się osiedlili i zamieszkali. W dość krótkim czasie plotka o nieszczęściu fioletowego koloru oczu rozpowszechniła się po całym Avalonie. Ludzie zaczęli więc zagłębiać się do drugiej części lasu, gdzie pytali Oiera o przysługę. Możesz się domyślić, że chodziło tu o zabójstwo drugiej osoby. Oier zgodził się raz, tylko raz. Ze względu na sytuację w kraju, zamordował okrutnego wówczas władcę. Niestety, ludzie zaczęli twierdzić, że do tego zostali powołani ametystowi Łowcy. Gdy Oier już umarł nikt nie zatrzymywał jego następców przed wykonywaniem tej brudnej roboty, której on sam się wstydził i nigdy więcej tego nie zrobił. W ten oto sposób Łowcy podzielili się na dwie frakcje. Mam nadzieje, że nie zanudziłem - spojrzał w stronę leżącej dziewczyny.
   -Nie, wręcz przeciwnie - odparła. - Przynajmniej wiem już kim jestem.
   -To jak wyglądasz nie ma żadnego znaczenia. Na przykład, drzewo Virilal na męża kapłanki wybrało właśnie jednego z ametystowych Łowców. Nazywał się Arthur, jeśli mnie pamięć nie myli.
   -Arthur?! - Natsumi energicznie wstała, jakby poraził ją prąd. Haruka natychmiast ja zatrzymał i położył ponownie.
   -Spokojnie. Znasz go?
   -Nie... Jednak ostatnio obiło mi się o uszy jego imię. Jeśli dobrze pamiętam Aoi nazwała go "Wielmożnym Arthurem".
   -Widocznie musiała być z Avalonu. Wszyscy tak się do niego zwracali.
   -Czemu ty tego nie robisz?
   -Uciekł ze służącą do normalnego świata. Z tego co pamiętam z dwójką dzieci. Od tej pory jest w sumie uciekinierem, więc nie musimy przestrzegać większych zwrotów grzecznościowych wobec jego osoby.
   -Nie....
   -Co nie? Tak.
   Natsumi załkała.
   -Hej! - chłopak z przerażenia aż wstał. - Wszystko w porządku?
   Dziewczyna niewyraźnym gestem dała odpowiedź przeczącą.
   -Co się dzieje?
   -Hisoka... Przepraszam...
   -Hę? - chłopak zdezorientował się jeszcze bardziej.
   Dziewczyna cicho szlochała, z powodu bólu nie dała rady wydać z siebie jakiegoś większego dźwięku. Haruka usiadł obok niej delikatnie głaszcząc ją po jej postrzępionych włosach.
   -Wszystko będzie w porządku - pocieszał - nie wiem o co chodzi. Czemu płaczesz. ani kto to ten Hisoka, ale będzie dobrze.
   Dziewczyna podniosła delikatnie dłoń i przetarła sobie oczy.
   -Hisoka to mój brat.
   -Coś nie tak? Ta historia ma coś z nim wspólnego?
   -Dopiero teraz wszystko zrozumiałam...
   -Co takiego?
   -Jestem córką Artura i tej białej kobiety.
   Chłopak popatrzył na nią przez chwilę, gdy wreszcie doszło do niego to, co przed chwilą usłyszał, cofnął się lekko od dziewczyny.
   -Słucham?

sobota, 3 września 2016

Rozdział 21.

   Nastał ranek. Dziewczyna przetarła lekko oczy. Rozejrzała się po miejscu, w którym się znajdowała, lekko zdziwiona.
   -A no tak, wylądowałam w jaskini.
   -Masz dziwną przypadłość mówienia do siebie - usłyszała za sobą.
   -A ty dziwną przypadłość słuchania, jak ktoś mówi do siebie - odwróciła się. Chłopak uśmiechnął się, trzymając w rękach coś podobnego do zająca. Zwierze, zamiast długich, zajęczych uszu posiadało małe, okrągłe uszka i długi koci ogon.
   -Co to jest?
   -Nasze śniadanie.
   -Nie o to pytałam. Chodziło mi bardziej, co to za zwierzę. Wygląda jak zając z uszami niedźwiedzia i kocim ogonem.
   -Co to zając? Co to niedźwiedzia? I co to kocim? - zdziwił się chłopak.
   -Ech... Nieważne. No to... Co to za zwierzę?
   -Aivit.
   -Aivit?
   -Tak, Aivit.
   -Ro-Rozumiem.
   -Rozpal ogień, ja go wypatroszę.
   -Okey.
   Natsumi delikatnie wstała. Utykając na prawą nogę podeszła do stosu drewnianych patyków, zabrała kilka z nich i wrzuciła na popiół z wczorajszego ogniska. Powtórzyła czynność kilkakrotnie. Następnie usiadła na swoim poprzednim miejscu.
   -Masz zapałki?
   -Nie.
   -Głupie pytanie...
   -Ale mam krzemienie - odparł chłopak podając jej dwa kamyki.
   -Dziękuję - odparła. Obijała krzemyk o krzemyk. Za około dwudziestym razem udało jej się wykrzesać iskierkę na tyle dobrą, aby zapaliła stos patyków.
   -Dobra robota. Na razie odpoczywaj.
   -Dzięki.
   -O, wiem! Pokaż nogę - wyciągnął zakrwawioną rękę w jej stronę.
   -Jeżeli miałeś zamiar zmienić mi opatrunek, to najpierw umyj ręce - skarciła go.
   -Ach, no tak.
   -Poza tym, sama potrafię to zrobić - odparła odwijając powoli, już brudny, bandaż.
   -Skąd masz bandaż, skoro zostałaś rozbitkiem? Nie mów, że zrobiłaś to specjalnie.
   -Gdyby tak było, miałabym scyzoryk, zapałki, jakieś zapasy.
   -A, wybacz. Czasem coś powiem, nie zastanawiając się nad tym dłużej.
   -Zauważyłam - odparła sucho, kończąc nowy opatrunek.
   Nastała cisza. Od czasu do czasu, słychać było strzelanie patyków w ogniu oraz delikatne cięcie noża.
   -Hej, słuchaj. Mogę cię o coś zapytać? - przerwał ciszę chłopak.
   -Tak?
   -Czemu jesteś taka opryskliwa? Jeszcze wczoraj waliłaś burakami na prawo i lewo - powiedział zniesmaczony.
   -Miałam gorączkę, to wszystko.
   -Gadaj se zdrów - prychnął i wkurzony wstał, zostawiając zwierzę zmasakrowane i kierując się w stronę wyjścia. - Rób co chcesz.
   Natsumi popatrzyła za oddalającym się chłopakiem, który w krótkim czasie zniknął w gąszczu. Przez chwilę siedziała w bezruchu. po chwili zaczęła rozglądać się po jaskini. Przeszedł ją dreszcz. Poczuła zimno, choć siedziała tuż przy ogniu. Nawet jeśli chłopak był jej obcy, czuła się przy nim bezpiecznie. Miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje, że ktoś za nią stoi. Czeka aż płomień zgaśnie, a wtedy ją zaatakuje. Powoli wstała. Zabrała nóż, który zostawił chłopak i pobiegła za jego śladem. Biegła, dysząc ze strachu i bólu. W pewnym momencie stanęła.
   -Przecież ja nie wiem, w którą stronę on się udał - pomyślała z przerażeniem. Popatrzyła za siebie. Widać było tylko drzewa. Zaczęła się powoli cofać, ale las stawał się coraz gęstszy.
   -Przecież tu powinna być jaskinia - przeraziła się dziewczyna. Przykucnęła, z oczu popłynęły jej łzy. Po chwili znowu poczuła się obserwowana. Usłyszała czyjeś kroki. Energicznie wstała.
   -Haruka?
   Gdy tylko postawiła nogę w stronę postaci wyłaniającej się z krzaków natychmiast się wycofała. To nie był Haruka. Ba! To nie był nawet człowiek! Zwierzę wyglądające niczym lew zmieszany z wężem, kierował się w stronę wycofującej się dziewczyny. Gdy zwierzę było coraz bliżej, odwróciła się i jak najszybciej tylko mogła biegła przed siebie.
  -HARUKA! HARUKA! - krzyczała. - POMOCY!
  Biegła nie oglądając się za siebie. Krzyczała ile sił w płucach. Ledwo łapała oddech. Biegł i biegła. Zrobiło się stromo, dziewczyna potknęła się o wystający korzeń drzewa. Popatrzyła na ziemię i nagle, przypomniał jej się w-f z czasów, gdy jeszcze uczęszczała do szkoły. Fikołki! W ostatniej sekundzie ułożyła ręce odpowiednio do wykonania przewrotu, skuliła głowę i sturlała się po górce. W pewnym momencie zatrzymała się. Kręciło jej się w głowie, ale gdy tylko obejrzała się za siebie, a tam zauważyła biegnącą bestię, wstała ostatkiem sił i pobiegła dalej.
   -HARUKA! HARUKA! HARuka... Przeproszę za wszystko, tylko proszę - już ostatkiem sił krzyknęła, nogi plątały jej się pod nogami, z oczu leciały łzy. Gdy już miała się poddać. Usłyszała wołanie.
   -NATSUMI? HEJ NATSUMI!
   -HARU... - spojrzała przed siebie. Zauważyła granatowe włosy chłopaka - TUTAJ! - krzyknęła jakby to było ostatnie, co mogła powiedzieć. Chłopiec natychmiast odwrócił głowę w jej stronę.
   -ZA TOBĄ! - krzyknął z przerażeniem w oczach. Dziewczyna odwróciła się, wtem wielka bestia naskoczyła na nią z otwartą paszczą. Natsumi kucnęła, jednak bestia pochwyciła jej długie włosy.
   -AAAAAAAAAAA! - krzyczała z bólu dziewczyna. Zwierzę przeżuwało ,,zdobycz" z zaciekawieniem.
   -Haruka! - krzyknęła. - Złap mnie!
   Chłopiec popatrzył. Dzieliła ich przepaść. Natsumi stała na skraju. Jeżeli zdoła wydostać się od bestii, spadnie w nią. Haruka zrozumiał, podbiegł pod miejsce, gdzie prawdopodobnie spadłaby dziewczyna.
   -Łapię! - krzyknął.
   Natsumi wyciągnęła nóż, który wzięła wraz ze sobą i energicznym cięciem ścięła swoje włosy. Tracąc równowagę spadła wprost w ramiona chłopaka, który natychmiast pozbierał się i zabrał ją pod ścianę przepaści. Zwierzę przeżuwając włosy spojrzało w dół. Nie widząc swojej ofiary, wycofało się.
   Dziewczyna oddychając ciężko jęczała z bólu.
   -Spokojnie, Natsumi. Zabiorę cię do domu. Dobrze się spisałaś - uśmiechnął się odgarniając jej krótkie kosmyki z twarzy. Zabrał ją na barana i ruszył w stronę jaskini.


                           ***


   Obudził go dźwięk czajnika. Leon ślimaczym ruchem wygrzebał się spod pierzyny. 
   -Dzień dobry - przywitał się zmęczonym głosem. 
   -Witaj - odparł starzec. - Lilianno podaj mi proszę cukier - zwrócił się do dziewczyny stojącej obok niego. 
   -Oczywiście - odparła z uśmiechem. - No chłopaki, wstawajcie! Ileż można spać? 
   -A ty co taka energiczna? - zapytał ocierając swoje złote oczy. 
   -Koro obiecał z nami dziś przestudiować więcej o magii! Pamiętacie? - była tak szczęśliwa, że aż podskoczyła i o mało co, nie przewróciłaby tacy z herbatą.
   -Spokojnie Lili - odparł zaspany Aleksy - i dzień dobry. 
   -Dobry, dobry - uśmiechnął się Koro - usiądźcie, napijecie się herbaty i coś zjecie. 
   Cała trójka przytaknęła. Usiedli wygodnie przy stole. Popijając herbatę i jedząc kanapki z serem. 
   -Czego nas dziś nauczysz, dziadku? - zapytała Lilianna. 
   -Zanim czegokolwiek się nauczycie, wolałbym abyście się przebrali i umyli - uśmiechnął się. 
   -Lili.
   -Co jest Leon? 
   -Co masz na myśli przez naukę? 
   -Już rozmawiałam z dziadkiem i ustaliliśmy, że nauczy nas magii! - powiedziała z wielkim uśmiechem na twarzy. Chłopcy popatrzyli po sobie, potem na uśmiechającego się serdecznie starca i na końcu na rozpromienioną dziewczynę. 
   -ŻE COO?! - krzyknęli. 
   -To co usłyszeliście! Jeżeli chcemy dostać się do świata magów, nie możemy nimi nie być! 
   -To tak można? - zapytał Aleksy. - Można być magiem nie rodząc się w tamtym świecie? 
   -Można, jednak - uśmiech z twarzy Koro zszedł i jego twarz stała się bardzo poważna - trzeba przejść przez wielki trening. Jeśli ktoś jest niedostatecznie silny fizycznie, jak i psychicznie może skończyć się to dla niego śmiercią. - ciągnął - jednak, gdy tylko zobaczę, że sobie nie radzicie, natychmiast go przerwę - uśmiechnął się ponownie, popijając herbatę. 
   -Wiedziałaś o tym?! - zapytał Leon, a głos drżał mu z wściekłości. 
   -No oczywiście - odpowiedziała lekko blednąc. - Ale przecież... tak jak powiedział dziadek! Jeśli zauważy, że ktoś z nas nie daje rady, od razu wycofuje ćwiczenia - próbowała się z powrotem uśmiechnąć, jednak przeszywający, wściekły wzrok Leona ją powstrzymał. 
   -No już, już - przerwał Aleksy. - Nie kłóćmy się. Poza tym nie mamy innego wyjścia, Leon, jeśli chcemy cokolwiek zrobić w sprawie Natsu... 
   -Wiem. 
   Dokończyli śniadanie, potem każdy po kolei udał się pod prysznic oraz dostał nowe ubranie. Lilianna dostała zieloną spodnio spódnicę, białą koszulę z krótkim rękawem i wysokie, brązowe buty. Leon ubrany był w czerwoną koszulkę, szare, niezbyt grube dresy i białe adidasy. Aleksy natomiast miał dżinsowe spodnie, biało-szarą koszulkę i czarne tenisówki. 
   -Idealnie - pochwalił ich Koro.
   -A więc? - zapytał lekko zadowolony, lecz dalej zirytowany Leon. 
   -Zaczniemy od treningu fizycznego, ponieważ, jeśli nie dacie rady skończyć tego treningu, nie dacie sobie rady i z kolejnym. 
   -Ale przecież - przerwał Aleksy - ktoś kto nie jest dobrze wysportowany może być bardziej odporny psychicznie i na odwrót. 
   -Słuszna uwaga, jednak w naszym świecie, gdy dzieci zaczyna się uczyć, zaczynamy od nauki fizycznej, ponieważ psychiczne treningi na ich poziomie byłyby zbyt trudne. Niestety, wy teraz jesteście na poziomie dziecka. 
   -Nie narzekajmy! Zaczynajmy! - krzyknęła uradowana Lili.
   -Spokojnie Lilianno. No więc, moi drodzy. Mam nadzieje, że jesteście choć częściowo w duchu przygotowani na to, co was czeka. 
   -Tak - odparli chórem. 
   -Świetnie! A więc, zaczynajmy! 






Witam, witam :3 Dawno mnie nie było, prawda? ^^ No już będzie prawie 2 miesiące :o Ale! Od dziś ponownie wracam. Nie obiecuję jak często będą rozdziały, jednak być - będą. Także mam nadzieje, że cieszycie się na mój powrót (a raczej nie mój, tylko historii). Miłej lektury :D 
                            ~朝日夏美

czwartek, 7 lipca 2016

Rozdział 20.

   Weszli do środka. Domek był skromny. Dziewczyna zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Nie wyglądało to jak na ten wiek. Przypominało bardziej średniowiecze.
   -Trochę stary ma pan ten wystrój - powiedziała Lili.
   -Tak się składa, że akurat bardzo spodobał mi się ten styl - uśmiechnął się mężczyzna.
   -Nie mów mi, że żyjesz już tak od średniowiecza -zdziwił się Aleksy.
   -Oczywiście,  że nie. Faktem jest, że żyjemy trochę dłużej niż przeciętni ludzie, jednak nie na tyle aby to były tysiąclecia - zaśmiał się serdecznie.
   -Przepraszam, że przerwę tą jakże ciekawa rozmowę - wtrącił się Leon - ale mamy do pana sprawę.
   -Wiem - uśmiechnął się - inaczej nie studiowalibyście tyle o magii, prawda?
   -Czy ja wiem - odparła dziewczyna. - Jeśli by się zastanowić to równie dobrze moglibyśmy być jakimiś nastolatkami, co marzy się aby magia na prawdę istniała, a znalazły sobie jakieś księgi mówiące o magii.
   Starzec uśmiechnął się pod nosem.
   -Gdyby tak było wyczułbym to. Poza tym księgi o legendach znaku magów są w posiadania tylko i wyłącznie prawdziwych użytkowników magii.
   -A więc Aoi tez jest magiem? - zapytał Aleksy.
   -Ewentualnie Lynn - odparł Leon.
   -Albo ten Wielmożny Artur, jeśli dobrze pamiętam.
   -Spotkaliście Artura?! - wykrzyknął mężczyzna. -Tego Artura?!
   -Ale o co chodzi? Jakiego Artura?! - zdziwili się.
   -Przeglądnęliście te wszystkie księgi a nawet nie wiecie kto to Artur? -zdziwił się.
   -Proszę pana... Te księgi miały swoje lata, a sam pan przyznał,  że nie żyjecie tysiąclecia.
   -Artur jest narzeczonym kapłanki, właściwie już mężem. Będzie żył tak długo jak na to pozwoli Virilal.
   -Zaraz, zaraz.. przeczytałam niedawno, że kapłana mając już swoje lata, no jest koło trzydziestki, planuje dziecko i...
   -To fakt. Jednak trzydzieści lat w naszym świecie, a w waszym jest inaczej postrzegane. W wieku trzydziestu lat, kapłanka planuje że urodzi dziecko. Nastaje poszukiwania na godnego kandydata męża. Jeśli się takowy znajdzie, Virilal musi wyrazić zgodę. Gdy takowa zostanie wyrażona, młody mężczyzna i kobieta zaczynają wspólne życie,  które trwa trochę lat. Próbują się poznać oraz w sobie rozkochać. W naszej kulturze dziecko, które nie pochodzi od kochających się rodziców jest dzieckiem przeklętym i  skazane na wygnanie z wioski, choć to stosuje się tylko, gdy dziecko jest już w wieku powyżej dwunastu lat lub...
   -Przepraszam, że przerwę - wtrącił Leon - czy te dzieci wyróżniają się czymś? Na przykład wyglądem?  - jego złote oczy zabłyszczały.
   -Hmm... Jeśli dobrze pamiętam takiego typu dzieci naznacza się. Jest to kółko przekreślone tyle razy ile dziecko miało lat, gdy cała prawda wyszła na jaw. Dlatego lepiej żeby dziecko się nie pojawiło, bądź wyznać prawdę zanim w ogóle przekroczy swój rok życia.
   -A co się z takimi dziećmi dzieje, które są poniżej dwunastu lat?
   -Są sprzedawane do rodzin, które nie mogą mieć dzieci: do kochającego się małżeństwa, które jest niepłodne, do kobiety, która zechce wychować dziewczynę na kogoś w stylu kelnerki lub pani dla towarzystwa, rzecz jasna bez takich rzeczy - tu spojrzał na Aleksy'ego, którego twarz przybrała kolor buraka. Pozostała dwójką zaśmiała się - mężczyźni samotni zaś mogą adoptować syna, który albo przejmie ich interes, albo zostanie wojskowym. Ostateczna decyzją jest odesłać je tu, na Ziemię. Jednak ta decyzja jest bardzo rzadko spotykana. Najczęściej są to skrajne przypadki czegoś w stylu, że małżeństwo się może nie kocha, ale chce wychować dziecko, więc wraz z nim ucieka na Ziemię i tutaj żyją jak zwykli ludzie. Nie rozmawiają, ani nie żyją magią. Dzieci do swojej śmierci nie są niczego świadome, jeśli już się dowiedzą, rodzic zazwyczaj ich wydziedzicza. Ostatni przypadek miał kilkanaście lat temu, gdy Artur poślubił Elliene, naszą kapłankę. Wszystko było ustalone, minęło sporo lat od czasu "postanowienia", tak więc spłodzone zostało dziecko. Był to niestety chłopiec. Tak więc zajęła się nim jedna z dam kapłanki. Nie pamiętam jej imienia, ale to ona wychowała syna, a żeby na światło dzienne nie wyszło, że jest to syn kapłanki oraz jej męża przefarbowano mu wody na kolor włosów damy, a nią samą wysłano na Ziemię z misją wychowania go. Kilka lat później. Nie dużo. Z dwa, cztery kapłanka ponownie urodziła dziecko. Była to dziewczynka. Jeśli dobrze pamiętam miała na imię Ran, co znaczy orchidea. Opowieść jest zaś taka, że dziecko cały czas było nijakie. W sensie zero uśmiechu, płaczu oraz wszelkich emocji. Na początku myślano ze jest nieżywe, ale jadło,  poruszało się, spało. Ono żyło. Gdy pewnego razu matka przyszła z pięknym bukietem orchidei w ręce aby włożyć do wazonu, dziecko zareagowało zdziwieniem na widok kwiatów. Gdy matka to zobaczyła podeszła z nimi do łóżeczka i pokazała maleństwu. Te wyciągnęło swoją małą rączkę w stronę kruczoczarnego kwiatu i uśmiechnęło się. Matka w ten sposób zdecydowała tak ją nazwać. Kilka miesięcy później wydało się, że pierworodnym dzieckiem kapłanki był chłopiec. Co w naszym wierzenia było przestępstwem. Cała wina obarcza się facetów, jesteście dużymi dziećmi, wiecie jak to działa.  No więc Artur zadecydował uciec. Jako iż niby facet jest przeklęty, skoro kapłanka przez niego porodziła chłopca, więc uważa się, że wszystko co jego, jest złe. Również dotyczyło się to dziecka. Naznaczono dziecku okrąg na prawej łopatce. Gdy chcieli je już wystawić na aukcję, ojciec ukradł je pewnej nocy i uciekł na Ziemię. Zamieszkał wraz z damą kapłanki i wychowywał dwójkę dzieci. W niewiedzy. Och.. widzę, że trochę znudziłe... - tu przerwał i popatrzył po twarzach młodych ludzi siedzących tuż przed nimi. Dziewczyna uważnie patrzyła na niego i widać było, że jedyne na czym się skupia to pobieranie i analizowanie informacji, które do niej trafiały. Chłopak o blond włosach, siedzący obok Lili, analizował pewne wiadomości z tym co usłyszał teraz. Jego złote oczy świeciły się niczym gwiazda na niebie. Widać było w nich zainteresowanie oraz wielkie skupienie w tym aby wszystko poukładać sobie dobrze w głowie. Światło zachodzącego już słońca lekko padało na jego twarz, co dawało efekt jak z obrazka. Ostatni już, o włosach niczym kawa z mlekiem, patrzył na to wszystko z niedowierzaniem. Wydawało się, że nie do końca wszystko zrozumiał.  Było jednak całkowicie inaczej. Wszystko doskonale, co do słowa, zrozumiał.  Podobnie jak drugi chłopak starał się bardzo dobrze i uważnie podobierać fakty. Jego oczy przyciemniły się lekko. - Chyba jednak nie -uśmiechnął się do siebie mężczyzna. Po twarzach całej trójki widać było, że nie zwracali dokładniejszej uwagi na otoczenie. Dla nich najważniejsze były informacje, które pobierali od mężczyzny. Nagle wstał. - Nastawie wody.
   Gdy słychać było już gwizd czajnika cała trójka popatrzyła w stronę wydobywającego się dźwięku. Mężczyzna zauważył to.
  -Przepraszam, nie chciałem wam przeszkodzić, ale stwierdziłem, że musicie być zmęczeni i spragnieni, więc zdecydowałem zaparzyć herbaty.
   -To dobry pomysł - odparła dziewczyna wstając z miejsca, gdzie przebywała.
   -Tak poza tym - zaczął blond włosy chłopak - nie przedstawiliśmy się sobie.
   -To prawda - odparł mężczyzna. - Nazywam się Koro. A wy?
   -Jestem Lilianna.
   -Jestem Leon.
   -A ja Aleksy.
   -Miło mi was poznać - odparł Koro uśmiechając się. - Może zostaniecie na noc?
   -To dobry pomysł - powiedziała Lili.
   -Popieram - uśmiechał się Leon.
   -Również nie wnoszę sprzeciwu  - dodał Aleksy wstając z krzesła i podchodząc do reszty.
   Wypili herbatę. Koro rozłożył im materace na ziemi i pościelił je.  Rozmawiali jeszcze przez chwilę o tym, co ich skusiło do podróży oraz kształceniu się w zakresie magii. Wspomnieli również powierzchownie o Natsumi, gdyż było im to potrzebne aby odpowiedzieć na pytanie drugie. Po długich rozmowach zmęczeni położyli się spać.


                             ***


   Dziewczyna obudziła się w dość ciemnym miejscu. Czuła ciepło dochodzące z prawej strony jej aktualnego miejsca. Uśmiechnęła się lekko. Przypominało jej to o ciepło, które zawsze otulało ją, gdy wraz z Aleksy'm,  Leonem i Lilianną kładli się spać.
   -Chyba masz dobry sen - usłyszała głos. Znajomy, choć nie do końca. Powoli otworzyła oczy. Wiedziała czym to grozi. Jeśli porwali ją z jakiegoś niecnego powodu i tylko czekali aż otworzy oczy, żeby tylko coś jej zrobić, już by nie żyła. Ciekawość jednak była silniejsza i poczuła dziwny spokój, bezpieczeństwo dochodzące z tego miejsca.
   -Być może - odparła powoli wstając.
   -Na twoim miejscu nie robił bym tego - usłyszała trzask gałęzi. - Rana dalej krwawi, choć poprawnie użyłaś wszystkiego co było pod ręką.
   -Usiąść chyba mogę.
   -Nie mowie, że nie, tylko uważaj bo..
   Nagły krzyk. Echo rozeszło się po całym miejscu. Była to jaskinia. Nie była głęboka. Wyjście można było ujrzeć nawet z tego miejsca. Przypominała bardziej wyrytą dziurę w skale.
   -Ostrzegałem.
   -Tak wiem... - odparła przygryzając dolna wargę i próbując podnieść na tyle swoją nogę aby móc usiąść w pionie. W pewnym momencie poczuła krew w ustach. Za mocno... krew z jej delikatnych, wysuszonych już, ust, kapała na jej język. Chłopak popatrzył na nią. Podszedł i delikatnie pomógł jej usiąść. Kiedy jej ucisk na ustach ustal,  chłopak złapał za rękaw swojej bluzy i wytarł delikatnie wargę. Dziewczyna popatrzyła na to co się dzieje. Nagle oblał ją rumieniec aż do uszu. Chłopak popatrzył na jej relacje.
   -Masz gorączkę? - zapytał.
   -N-Nie.. - odparła dziewczyna odwracając głowę.
   -Pokaż - przystawił rękę do jej czoła.  - Jesteś strasznie rozpalona. Lepiej będzie jak odpoczniesz jeszcze trochę.
   Odtrąciła jego rękę.
   -Nic mi nie będzie, dziękuję za troskę. Powiedz mi chociaż kim jesteś!
   -A... wybacz - wrócił do miejsca, na którym przed chwilą siedział. - Haruka. Tobine Haruka.
   -Natsumi - odparła pod nosem.
   -Hm?
   -Asahi Natsumi -powtórzyła głośniej.
   -Natsumiś, tak?
   -Zaraz, zaraz! Nie pozwalaj sobie! - krzyknęła dziewczyna, odwracając się gwałtownie w jego stronę. W końcu dane jej było go zobaczyć. Jego włosy były granatowe. W nieładzie. Oczy miał szare, w których lekko odbijało się światło płomienia, do którego właśnie dorzuca opał. Ubrany był w czarną koszulkę, która była na tyle zniszczona, że nie było w stanie nic na niej zobaczyć. Bluzę miał ciemnoszarą, która również wyglądała strasznie. Jakby wyjęte z szafy... hmm nie, jakby wyjęte ze strychu, na którym nie ma nic więcej jak tylko pajęczyny. Spodnie miał do kolan, koloru ciemnego jeansu. Równie poniszczone, jak reszta jego ubioru. Za buty robiły czarne adidasy. Wyglądały na dość zadbane w porównaniu z reszta.
   -Kim ty jesteś? - po chwili dodała.
   -Tobine Haruka. Wydawało mi się, że przed chwilą to powiedziałem.
   -Nie o to chodzi - odparła dziewczyna już łagodniejszy głosem - bardziej interesuje mnie jak tu się znalazłeś, skąd pochodzisz z i tym podobne.
   Chłopak spojrzał w jej stronę. Napotkał jej wzrok. Ich oczy się spotkały. Natsumi już wyglądała jak niezły burak, więc kolejny rumieniec nie zmienił nic. Natomiast Haruka lekko się zarumienił. Po chwili odwrócił wzrok i podrapał się lekko po policzku, na znak zakłopotania.
   -Pochodzę z Zerahe. Jest to małe miasteczko niedaleko Avelus. Pojawiłem się tu niedawno. Jakieś dwa tygodnie temu. Dziadek wypuścił mnie na morze abym bardziej opanował magię wody. Przyszedł sztorm i skończyłem tutaj.
   -Rozumiem...
   Nastała cisza, którą przerwał krzyk dziewczyny.
   -Magii wody?!
   -No tak... A ty niby skąd jesteś?
   -Jestem z małej wioski, której nazwy nie wypowiem, bo nie dam rady. Choć urodziłam się w Tokio. Przyjechałam z Japonii do Polski ze względu. .. chyba na prace Aoi. Znaczy mamy.. i to chyba tyle
   -Polska?! Japonia?! Co to?! - zdziwił się chłopak.
   -Nie wiesz?! Polskę no... nie musisz znać, jeśli cię to nie interesowało... mogę to zrozumieć, ale Japonii nie znać? ! Przecież masz japońskie imię.
   -Nie! Nie wiem o czym.... Cholera. Myślałem że jesteś stąd skąd ja, dlatego ci to powiedziałem,  teraz wiesz o magii. .. dziadek mi tego nie wybaczy.
   -Spokojnie i tak w coś takiego nie wierze - zaśmiała się lekko, z przymusu. Po czym po chwili zbladła. Przypomniały jej się promienie, które leciały w jej stronę i przed którymi obronił ją Hisoka.
   -Wszystko w porządku?
   -T-Tak - odparła wpatrując się intensywnie w tańczące płomienie ognia.
   -Nagle zbladłaś. To normalne nie jest - odparł.
   -Spokojnie, nic mi nie jest. Jestem przemęczona, to tyle.
   -To nie to. Spałaś dość długo.
   -Może jestem po prostu głodna.
   -W takim razie zjedz to - powiedział podając jej patyk, na którym był upieczony szczur.
   -Smacznego - odparła wgryzając się w mięso. Popatrzył na nią z lekkim zdziwieniem po czym zaczął się śmiać. Jego śmiech był miły, serdeczny. Dziewczyna spojrzała na niego przeżuwając kąsek.
   -Nigdy czegoś takiego nie widziałem - śmiał się, ledwo łapiąc oddech -  każda dziewczyna, z którą byłem gdzieś na pikniku czy gdziekolwiek nie tknęła by tego - śmiał się dalej. Natsumi połykając jedzenie uśmiechnęła się.
   -Tylko że to nie jest żaden piknik, wycieczka, obóz przetrwania, z którego w każdej chwili mogę się wycofać. To chora rzeczywistość, w której albo jesz albo jesteś pożarty. Ja jednak wolę jeść to co mi dadzą. Póki jeszcze mam co.
   Haruka popatrzył ma nią, już skończywszy się śmiać.
   -Mówisz... dość dziwnie, ale jednocześnie dość dojrzałe. Podoba mi się to - uśmiechnął się. Dziewczyna walnęła wielkiego buraka wgryzając się raz jeszcze w biednego szczura.




W końcu złapałam wenę i w końcu mogłam to skończyć. Szło mi dość opornie.. A nie chciałam w sumie na siłę czegoś robić, bo wtedy nie wyszło by tak jak chciałam. Wczoraj jakoś mnie kopnęło i siedziałam po nocy aby to napisać xD Mam nadzieje, że mi wybaczycie :3 Myślę, że kolejne rodziały pojawią się znacznie szybciej niż ten ;3 Trochę krótki jak na tyle czekania :< Ale nie dałam rady nic więcej wykrzesać :s
Przypomnę jeszcze o ankiecie ^^

czwartek, 23 czerwca 2016

Rozdział 19

  Dziewczyna nerwowo patrzyła na gałązki walające się po ziemi. 
  -Cholera, wszystko dalej jest mokre. Do tego czego nie dotknę od razu się rozpada. Musiało długo już tu leżeć. 
  Postanowiła ruszyć dalej. 
  -Potrzebuje w miarę suchych gałęzi - zabrała jeden, który wyglądał na wyschniętego. Od razu rozpadł się w jej dłoniach. - Wystarczy, że będą trwałe. 
  Chodziła w kółko już jakieś pół godziny. W ręce trzymała jedną gałąź. 
   -Tylko tyle? Liczyłam na coś więcej po tak dużym miejscu. 
   Stanęła w miejscu i zaczęła rozglądać się dookoła. Coś błysnęło niedaleko w trawie. Podeszła. 
   -Nóż? I to nie taki stary. 
   Wzięła go do ręki i zaczęła oglądać. Ostrze pod wpływem małych promieni słońca mieniło się we wszystkich kolorach tęczy. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko. 
   -Śliczny. Tylko skąd się wziął? - rozglądnęła się wokół siebie. Nie było żywej duszy. - Myślę, że nic się nie stanie jak go wezmę. Przyda się w moim małym obozie. Tylko czemu wygląda jak nowy... 
   Jak powiedziała, tak i zrobiła. Zabrała swoją chustę z ręki obwiązała nią prawe udo. Wsunęła delikatnie nóż i całość przykryła swoją, już podartą, sukienką. Ruszyła w dalszą drogę. 
   Kiedy wróciła do swojego prowizorycznego obozowiska zebrała już sporą ilość gałęzi. Mniejszych oraz większych. Zaczęła tworzyć konstrukcję przypominającą mały domek. Choć domkiem tego nazwać nie można było. Za pomocą noża wystrugała belki, które łatwo można było wbić w ziemię. Wzięła największą i najcięższą z gałęzi. Zaczęła mocno uderzać w postawione belki aby umocnić je w ziemi. Powoli utworzyły się ściany jej skromnego mieszkanka. Nadszedł wieczór. Jej całe ręce były obolałe i spuchnięte. Słońce spaliło ją doszczętnie. Wyszła na plażę. 
  -Pasowałoby się umyć. Nieprzyjemnie pachnę. 
  Chwilę posiedziała i poszła wgłąb wyspy. Za dnia, poszukując gałęzi, znalazła mały stawik. Weszła do środka.
   -W końcu mogę się odprężyć. Siedzę tu dopiero trzeci dzień.. albo drugi... i już mam dość. 
   Zabrała znaleziony nóż do ręki i obmywała go wodą. 
   -Skąd on się tu wziął? Może na wyspie są inni rozbitkowie. Czy powinnam ich szukać? Nie.. Raczej to niebezpieczne. Zamiast poznawać nowych rozbitków pasowałoby się stąd wydostać. 
   -Masz absolutną rację - usłyszała. 
   -Czy ja wiem. Nawet nie wiem jak daleko jestem od lądu. 
   -Myślę, że to wcale nie tak daleko. 
   -Tak myś.. - urwawszy odwróciła się gwałtownie w stronę głosu. Wystraszona wpatrywała się w męską postać. 
   -Tak właśnie myślę - uśmiechnął się chłopiec. 
   -Kim ty właściwie jesteś?! 
   -Nie bój się. Przyszedłem tylko odebrać swoją własność - odpowiedział przykucając niedaleko niej. 
   -Nie mam niczego, co należałoby do ciebie! - powiedziała gwałtownie chowając nóż do wody. Nie zwróciła uwagi nawet gdzie, już po chwili miejsce, gdzie przesiadywała nabrało czerwony kolor. Jednak nieugięta dziewczyna nawet nie zmieniła wyrazu twarzy. Bolało ją. Strasznie ją bolało. Nie chciała jednak dać po sobie niczego poznać, choć widziała zabarwiającą się wodę. 
   -Przecież widzę, że się przecięłaś. Daj, opatrzę cię. 
   -Nie trzeba - syknęła. 
   -Ale spokojnie. Nie chcę zrobić ci krzywdy, nie musisz się niczego obawiać. 
   -Jeśli chcesz ze mną porozmawiać, musisz to odłożyć na trochę później. 
   -Nie chcę rozmawiać, chce odzyskać swoją własność. 
   -Nie mam niczego, co mogłoby należeć do ciebie. 
   -Jestem tym rzekomym rozbitkiem, o którym myślałaś. 
   -Nie podsłuchuje się osób, które mówią do siebie! - przygryzła wargi. Krew wylewała się z rany ciurkiem. Ledwo co minęła minuta, a już połowa sadzawki była koloru rubinu. 
   -Jeszcze trochę, a się wykrwawisz. 
   -Nie mam niczego, odejdź! - warknęła. 
   -Ale spokojnie, panienko. Na razie odejdę, ale wrócę tu. Zastanów się i przypomnij, może jednak wzięłaś coś, co nie należy do ciebie - wstał, odwrócił się na pięcie i odszedł. 
   Dziewczyna rozluźniła się lekko. Zaczęła ciężko oddychać. 
   -Nie przypuszczałam, że będzie tak ostry... 
   Wyszła z wody. Urwała potężnych rozmiarów liść, owinęła się nim na kształt ręcznika. Zabrała rzeczy i w pośpiechu, utykając na prawą nogę, uciekła w stronę swojego obozowiska. 
   Wbiegła w ściany swojego domku i zaczęła przekopywać rzeczy. Znalazła! Bandaż, który dał jej Leon. Pobiegła w równym pośpiechu aby go przepłukać. Znalazła roślinę, o której gdzieś przeczytała, że ma substancje lecznicze. Wydobyła z niej sok. Przyłożyła do nogi i zawinęła bandażem. Po całym zabiegu odetchnęła. Jej oddech nadal był ciężki. Przebrała swój "ręcznik" na swoją sukienkę. Powoli skierowała się z powrotem w kierunku obozu. Nagle stanęła jak wryta. Przed nią stał ten sam człowiek, co przedtem.
   -A więc, znalazłaś? - zapytał.
   Natsumi uśmiechnęła się lekko. 
   -Chyba będziemy musieli odłożyć to na potem. 
   Popatrzył na nią. Lekko przytaknął.
   -Straciłam za dużo.. krwi...
   Jej ciało powoli spadało. Chłopak podbiegł i złapał ją. 
   -Znakomicie się spisałaś - uśmiechnął się i pobiegł w stronę lasu zabierając ją ze sobą. 
   Po drodze zauważył jej mały obóz. Wszedł. Zabrał bluzę Leona, narzucił na dziewczynę i pobiegł w ciemność. 


                              ***


   -Bywajcie! - usłyszeli za sobą. 
   -Trzymajcie się! - krzyknęła, machając rękami, Lilianna. 
   Statek powoli znikł na horyzoncie. 
   -Jak dla mnie wygląda to na polskie wybrzeże - odezwał się Aleksy. 
   -Czyli mamy o połowę więcej roboty - westchnął Leon. 
   -Słuchajcie! W jednej z książek wyczytałam, że jest znak, który znają tylko magowie. Wiele z nich w końcu mieszka w naszym świecie. Dlatego aby mieć pewność, że mogą używać magii, bądź zwrotów związanych z tym terminem używają właśnie czegoś takiego - zaczęła kreślić na ziemi rzekomy znak. A była to trzy i pół ramienna gwiazda. 
<Od autorki: Już tłumaczę. Każdy wie, jak najłatwiej zrobić gwiazdę. Zawsze się tak robiło w szkole xD No więc zaczynając od dołu, kreśli się kreskę w górę, robi grzbiet gwiazdy, czyli ściąga kreskę na dół następnie na około 45° w lewy bok i zakańcza się dorysowując linię do linii początkowej.
Teraz możecie sprawdzić, czy wyszło wam to o czym mówiłam :3 
 Jeśli nie, to oznacza, że nie umiem tłumaczyć xD Przejdźmy do dalszej części historii ^^> 
   -Czemu akurat takie coś? - zadziwił się Aleksy.
   -Istnieje legenda, która opowiada o bardzo starej kapłance, do której przyszli ludzie - magowie - którzy chcieli zamieszkać wśród ludzi bez magii, tak zwanych mugoli. Kapłanka po dłuższym zastanowieniu i modlitwy do świętego drzewa Virilal, zgodziła się, jednak aby zapobiec przybyciu ludzi do Avalonu zdecydowała, że nikt nie może mówić o niczym, co dotyczyło magii oraz ich kraju. Ludzie niechętnie podeszli do tego, dlatego pod wpływem próśb, kapłanka zadecydowała, że będą nosili znak, który powiadomi innych magów o tym skąd się pochodzi. Ludzie zadowoleni zgodzili się. Kapłanka zdecydowała, że będzie to pięcioramienna gwiazda, na cześć tego, że była piątą kapłanką. Gdy zaczęła rysować znak, aby przekazać go ludziom, Virilal jedną ze swych gałęzi mocno potrząsnął. Powstał niesamowicie silny wiatr i pióro, którym pisała kapłanka odleciało, a dlatego, że gwiazda nie została dokończona powstał właśnie taki znak. Nie wiadomo, czy drzewo chciało zostawić tą gwiazdę właśnie tak, czy może całkowicie anulować to co rozpoczęła. Ewentualnie to był czysty przypadek, choć to byłoby dziwne, że tylko jedna gałąź mogłaby zrobić coś takiego. 
   -R-Rozumiem - odparł Aleksy.
   -Po twarzy wyglądasz jakby nie bardzo - zaśmiał się Leon.
   -Zamknij się - syknął chłopiec.
   -No już, już. Jest mały problem. Po pierwsze - nie wiemy, czy ten znak dalej jest znakiem magów. Po drugie - jeśli innym ludziom się spodobał, w końcu jest to dość stare, teraz z tego co wyczytałam jest jakaś dziesiąta kapłanka, a one żyją bardzo długo, więc być może ludzie zaczęli tego używać i trudno nam będzie znaleźć prawdziwego maga. 
   -Ale - przerwał Leon - ja wyczytałem coś w innej książce, chyba trochę młodszej od twojej.
   -Co takiego? - zaciekawiła się dziewczyna.
   -Otóż: dla pewności, gdy rysuje się ten znak, mówi się: "Wierzba płacząca nigdy nie zapłakała nad swym losem".
   -Co to niby ma być? - zdziwił się Aleksy.
   -A oni odpowiadają...
   -..."Księżyc jest dziś piękny".
   -Dokładnie... Zaraz, zaraz - Leon gwałtownie się odwrócił. - Skąd pan wie? 
   -Witam was, nie wyglądacie na magów, ale dużo o tym studiowaliście.
   -Całe trzy dni i dwie noce - uśmiechnęła się Lili. 
   -Zapraszam do mnie, powiecie mi co nie co. 
   -Jak najbardziej - odpowiedział Leon ruszając na mężczyzną w podeszłym wieku. 
   -A-Ale zaraz! - krzyknął Aleksy za nimi - przecież... 
   Po chwili pobiegł za oddalającymi się postaciami. Cała czwórka szła wgłąb lasu, gdzie stała samotna, drewniana chatka. 



No to w końcu pojawił się rozdział :3 Mam nadzieje, że się wam spodobał. Nie jestem doświadczona, jeśli chodzi o przetrwanie na wyspach, czy też magię, ale staram się dokształcać xD Choć magię to mogę sobie wymyślić, więc mniejszy problem :D Zmieniłam lekko rozdział 15, spostrzegawczy czytelnicy będą wiedzieli o co chodzi xD To tyle, do następnego posta ^^ 

środa, 15 czerwca 2016

Rozdział 18

   -A więc to tak, że... - zaczęła Lilianna - w świecie magii, nazywanym Avalon, wierzą w zabobony. Choć jakby nie patrzeć samo istnienie magii dla nas to zabobon, więc dla nich to normalka. Ale kontynuując: według ich wierzeń zielone włosy posiadali tylko łowcy. Łowcy to - otworzyła książkę - to rasa ludzi, właśnie z zielonymi włosami i niebieskimi niczym przejrzyste niebo oczami, która mieszkała w lasach Avalonu, wykonywała różne zadania związane najczęściej z lasem oraz zabójstwami. Podobno nikt nie znał ich dokładnego pobytu. Być może prowadzili koczowniczy tryb życia, nikt nigdy się o tym nie dowiedział. W samej ich rasie można było wyróżnić dwie odmiany. Jedna, tak jak wspomniałam wcześniej z niebieskimi oczami, zajmowała się lasem. Dbali o niego. Zabijali niebezpieczne zwierzęta i tym podobne. Druga zaś, której kolor oczu podchodził pod fiolet, zajmowali się najczęściej rabunkiem i zabójstwami. Jedni na polecenie, inni dla przyjemności.
   -I co to ma do Natsumi? - zapytał zdziwiony Aleksy.
   -Jej jedno oko jest czerwone, a drugie fioletowe oraz ma zielone włosy, zapomniałeś? - odpowiedział Leon. - Kontynuuj.
   Popatrzyli na niego. Dziewczyna lekko uśmiechnęła się pod nosem.
   -A pamiętasz może które oko było fioletowe, a które czerwone? - zapytała Lili.
   -Oczywiście, a wy nie?
   -P-Pewnie! - odpowiedział pewny siebie Aleksy. - To oczywiste, że lewe fioletowe, a prawe czerwone!
   Leon pokręcił głową.
   -Nie? Ja też byłam pewna, że tak jest.
   -Na odwrót. Prawe ma fioletowe, a lewe czerwone.
   -Tak jak przystało na podglądacza - zaśmiała się Lili.
   -Ygh... Kontynuuj.
   -Dobrze więc. To wyjaśnia po części wygląda Nami. Teraz - czerwone oko. Otóż. Skoro mówiliśmy o zabobonach, to wierzono, że cały ład w tamtym świecie podtrzymuje drzewo Virilal. Oczywiście, jeśli jest coś wielbionego to zazwyczaj są koło tego osoby podające się za kapłanki. W tym przypadku również tak jest. Kapłanami jest od pokoleń pewna rodzina o nazwisku Shizuka. Zazwyczaj są to kobiety o potężnej mocy. Kobiety z tej rodziny, gdy już są w podeszłym wieku, dobra może tak koło trzydziestki, planują dziecko. Oczywiście wszyscy wierzą, że to drzewo wybiera sobie mężczyznę, z którym ma mieć dziecko kapłanka.
  -Co to ma do rzeczy z Natsumi? - znowu zapytał zdziwiony Aleksy.
  -Słuchaj dalej - skarcił go Leon.
  -Ekhem.. No więc, Wierzą, że czerwony kolor oczu oznacza pełność mocy i tym podobne, Oczywiście, jeśli nie ma się czerwonych oczu, nie oznacza, że nie możesz zostać magiem. Nie mylcie faktów. Ale kapłanką na pewno nie. No więc tak. Jeśli wszystko by podsumować, wychodzi na to, że Nami jest pół kapłanką i pół łowcą. Albo trzy czwarte łowcą, hmm..
   -To nie wszędzie trzyma się kupy. Gdyby Natsumi naprawdę władała jakimiś mocami, uratowałaby wtedy brata, uratowałaby siebie i nas.
   -Słuchaj Aleksy, może ona wcale nie jest tego świadoma? Wolałabym, gdyby była razem z nami, może by się to potwierdziło...
   -Ale spójrzcie. Jeśli to co mówi Lili jest prawdą, musimy jakoś trafić do świata Avalon, nauczyć się magii i będziemy w stanie odnaleźć Natsumi - zaproponował Leon.
   -Ba! Żeby to było takie proste... Poza tym odwożą nas na normalny ląd, prawdopodobnie... No i jeśli nas tam odwiozą to nawet nie mamy pewności, czy ta książka to nie zwykła legenda. Więc ja wrócę do biblioteki i przestudiuję jeszcze kilka książek na temat magii, bo mają tam sporą kolekcję, i wrócę do was jak tylko się dowiem czegoś nowego. Okey?
   Przytaknęli. Dziewczyna pobiegła w stronę biblioteki. Gdy zniknęła im z oczu, obaj popatrzyli po sobie.
   -Naprawdę myślisz, że to prawda? - zapytał Aleksy,
   -Trochę... To dziwne, żeby normalny człowiek miał zielone włosy bez farbowania. Chodźmy, pomożemy Lili, w sumie sam jestem tego wszystkiego ciekaw.
   -Dobra!
   Obaj pobiegli za dziewczyną. Gdy ich zobaczyła zdziwiła się lekko, ale nic nie powiedziała. Uśmiechnęła się tylko w ich stronę i wskazała regał z książkami, które ich interesują. Cała trójka rozłożyła się na stanowiskach i zaczęła poszukiwania informacji.